Skip to content

Złe zabawki

Sytuacja zdążyła się już wyklarować i obraz stał się przejrzysty. Rick pierwszy dopadł pistoletu. Małego poręcznego SN „Flea” kaliber 3.15. Teraz trzymał go celując prosto w głowę Teda i przeżuwał tister usiłując opanować oddech.

Miejsce wydawało się wprost idealne do sytuacji. Doskonale kiczowaty opuszczony magazyn, gdzieś w jakiejś portowej dzielnicy miasta zbyt dużego, by przejmować się kolejną śmiercią. Jedyną różnicę stanowił fakt, że magazyn ów pozbawiony był jednej ze ścian, tej która przeważnie i tak stanowiła bramę wjazdową. Nieopodal leżało trochę szczątków czegoś, co kiedyś mogło być ciężkim sprzętem budowlanym.

Ted nie pierwszy raz znajdował się w takiej sytuacji, ale mimo to zimny pot spływał mu po plecach. Nienawidził tego uczucia. Wiedział jedno – jeśli tamten od razu nie pociągnął za spust tylko kazał mu siadać – miał jeszcze jakąś szansę.

– Hmmm – powiedział Rick gdy tylko zaczął odczuwać odprężające działanie tisteru – pewnie nawet nie wiesz kim jestem. Od razu uprzedzę cię, że ta cała sprawa to nie przypadek. Nie powiem też, że to nic osobistego… to właśnie jest bardzo osobiste.

Ted nie odezwał się ani słowem, tylko pot zaczął płynąć po jego plecach jakby większym strumieniem i wydawał się znacznie zimniejszy.

– Pamiętasz może Rean? Taką drobną blondynkę z motelu „Dzień od Salsville”? Jedenaście lat temu? – Rick zawiesił na chwilę głos, ale ponieważ nie zauważył żadnej reakcji, kontynuował – Miała wtedy szesnaście lat. Nosiła twoje dziecko. Znalazłem ją w piwnicy czternastego września. Powiesiła się. Od tamtej pory żyłeś na kredyt.

Na zewnątrz zrobiło się nieco głośniej, jakby odgłosy miasta przybliżyły się do nich, ale żaden z nich nie zwrócił na to uwagi.

Rick wypluł pozbawioną już smaku gumę, usmiechnął się  szeroko i pociągnął za spust. Ted nawet gdyby chciał, nie mógł się już mocniej spocić.

Kula wyleciała z lufy, lecz w połowie drogi zatrzymała się i spadła na podłogę nie wydając żadnego odgłosu. Gdyby była istotą świadomą na pewno byłaby mocno zdezorientowana. Obaj mężczyźni powoli opuścili głowy i zatrzymali się w bezruchu.

Odgłosy miasta przybliżyły się jeszcze bardziej i zaczęły być rozróżnialne.

– Kcchss’ft, sssch’ttk fsssss’kt tktkkk’csch!!! – powiedziało miasto.

– Ssschtt fk’ttkt ftsss kchhhhss’tsssf – powiedział Kcchss’ft i zaczął składać zabawkę.

Cały magazyn uniósł się i mocno pochylił. Kula kalibru 3.15 powoli zsunęła się do miejsca gdzie kończyła się podłoga i wypadła. Kilka metrów niżej rozpłynęła się w powietrzu. Gdyby była istotą świadomą…

© Andrzej „Soulless” Kozakowski

Published inopowiadanie

Be First to Comment

Dodaj komentarz

RSS
Follow by Email