Skip to content

Rejs

Płynęliśmy już dwa tygodnie. Morze było spokojne. Zza nielicznych chmur prześwitywało Słońce. Statek, choć niewielki, wyglądał na solidny i doskonale radził sobie na spokojnych wodach. Wiatr napinał jedyny żagiel. Wszystko wydawało się takie spokojne i senne.

Żadne z nas nie wiedziało dokąd płyniemy, ani ile będzie trwała podróż. Nie przyszło nam do głowy, by kogokolwiek pytać. Kapitan stał za kołem sterowym i pykał z fajki. Czasami do naszych nozdrzy docierał słodki dym.

Między sobą też mało rozmawialiśmy. Wpatrywaliśmy się w morze z jakąś tęsknotą w oczach. Być może, gdzieś tam w głębi, było nam jeszcze żal tego, co opuściliśmy. Na pewno jednak teraz było nam lżej. Nie dotyczyły nas już smutki, cierpienia i ból świata, który zostawiliśmy za sobą. Bo opuściliśmy już nasz świat. To był ostatni rejs.

© Andrzej „Soulless” Kozakowski

Autor czyta:

Published inshort

Be First to Comment

Dodaj komentarz

RSS
Follow by Email